Pod koniec maja Turcy świętowali 567 rocznicę zdobycia Stambułu przez Mehmeda IV, który po zdobyciu miasta przerobił kościół Mądrości Bożej na meczet. Prezydent Recep Tayyip Erdogan chce się zasłużyć co najmniej tak jak sułtan. Właśnie zobowiązał rząd do rozpoczęcia prac nad przywróceniem najczęściej odwiedzanemu tureckiemu muzeum statusu islamskiej świątyni
Miało być inaczej. Place i ulice Stambułu miały wypełnić tłumy mieszkańców miasta i turystów. Pierwsi jednak musieli zostać w domach, drudzy – nie mogli przylecieć do Turcji. Mimo to epidemia korona wirusa nie pokrzyżowała wszystkich planów. Huczne obchody rocznicy podboju bizantyjskiej stolicy przez Osmanów transmitowały stacje telewizyjne, całość można też było śledzić w mediach społecznościowych. O ile najbardziej spektakularne były kończące imprezę fajerwerki nad Bosforem, najbardziej znamienne było coś innego. Bo przecież to nie przypadek, że makieta murów obronnych miasta, na której wyświetlony został multimedialny pokaz o historii podboju, stanęła tuż przez Hagia Sofią. Nieprzypadkowo też, sury Koranu odczytano właśnie w muzeum, a nie w sąsiadującym z nią, nie mniej przecież imponującym Błękitnym Meczecie.
Prezydent Erdogan od wielu już lat korzysta z każdej okazji, by zaznaczyć, że Hagia Sofia może i jest dziedzictwem całej ludzkości, ale tak naprawdę należy do „wielkiego narodu Tureckiego”. I że jej desakralizacja, której w 1925 roku dokonał Mustafa Kemal Ataturk, była koszmarną pomyłką, którą trzeba naprawić. O ile wcześniej tylko o tym mówił, o tyle teraz powoli zabiera się do roboty. – Rozpocznijcie prace-powiedział, jak donosi dziennik Hurryet, przedstawicielom rządu na spotkaniu swojej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju. Dodał, że Hagia Sofia mogłaby dalej być odwiedzana przez turystów na takiej samej zasadzie, jak Błękitny Meczet, zalecił jednak rozwagę, bo temat jest wrażliwy i jest przedmiotem zainteresowania wielu stron.
Jedną z nich, nie od dziś, jest Grecja. Ateny zdecydowanie zaprotestowały po tym, jak w świątyni odbyła się modlitwa, ale Erdogan miał już przygotowany kontrargument.
– Nie może pouczać nas jedyny kraj w Europie, w którego stolicy nie ma ani jednego meczetu. To Grecja, nie Turcja daje światu przykład braku tolerancji – powiedział rzecznik ministerstwa straw zagranicznych Hami Aksoy. Dodał, że historia Stambułu to historia wielu kultur, nie tylko Bizancjum.
Wielu Turków cieszy perspektywa zmiany statusu świątyni. Jednych – ze względów religijnych, innych – bo uważają, że Turcja powinna wykorzystać szansę, by zagrać Zachodowi na nosie. Ale nawet wśród parlamentarzystów są tacy, którzy uważają, że są i tacy, którzy sądzą, że to temat zastępczy. Meral Aksener, liderka opozycyjnej İYİ Partsi uważa, że rząd chce odwrócić uwagę Turków od rosnącego bezrobocia, galopującej inflacji (ponad 11%), wzrostu cen i spadków Erdogana w sondażach.
– Od 18 lat, gdy macie problem, wyciągacie temat Hagia Sofii. Czas już z tym skończyć i zająć się rozwiązywaniem prawdziwych problemów tego kraju – mówiła, donosi Hurryet, na środowym (10 czerwca) posiedzeniu parlamentu.
Ta część Turków, która zgadza się z Aksener śmieje się dziś z wypowiedzi jej dawnego partyjnego kolegi Devleta Bahcelego z nacjonalistycznej partii MHP która weszła w koalicję z Erdoganem (prezydent Turcji jest jednocześnie szefem partii rządzącej). Bahcelemu wyrwało się, że jeśli Allah pozwoli „w miejsce dźwięków dzwonów, z minaretów Hagia Sofii znów usłyszymy wołanie na modlitwę”. „Dźwięki dzwonów? O co mu chodzi? Słyszeliście je kiedyś z Hagia Sofii” – pytają w komentarzach i – jak to Turcy – tworzą memy i żarty.
Niektórzy udostępniają też wpis pełniącego posługę w Turcji katolickiego księdza Antuana Ilgita:
„Moim największym zmartwieniem jako księdza nie jest Hagia Sofia, lecz potrzebujący modlitwy i pomocy ojcowie, którzy nie mogą przynieść do domu chleba, matki, które nie mogą nakarmić dzieci mięsem, bezrobotna młodzież, wykorzystywani w pracy i język nienawiści. Jak możemy rozwiązać te problemy?”